5 błędów, które popełniłam, wychodząc sama na szlak

… i 5, których udało mi się uniknąć 😉

Opowiadałam Wam jakiś czas temu o pierwszej samotnej wyprawie w Beskidy. Nie przyznałam się jednak tak od razu, jakie wtopy wówczas zaliczyłam. Tak sobie teraz myślę, że nie ma czego się wstydzić, w końcu każdy kiedyś zaczynał – a nuż moje wynurzenia kogoś ustrzegą od tych samych błędów? 

1) Nie osłoniłam plecaka przed deszczem

Mój plecak nie jest zbyt profesjonalny, ale nie w tym rzecz. Trochę się męczyłam, jak umocować do niego śpiwór i w końcu się udało. Niestety, kompletnie nie pomyślałam o ochronie bagażu przed deszczem. W ten sposób bardzo szybko przemókł mi nie tylko wiszący na zewnątrz śpiwór, ale i część rzeczy w środku. Tymczasem, nawet jeśli plecak nie ma specjalnej przeciwdeszczowej narzutki, problem ten można szybko rozwiązać za pomocą zwykłych… worków na śmieci. Wystarczy zapakować w nie zarówno ciuchy w plecaku, jak i sam śpiwór. Rozwiązanie nie jest może totalnie zero waste, ale z drugiej strony jeśli uda nam się nie porwać worków, będą nadawać się do ponownego wykorzystania. Ten patent sprzedał mi inny wędrowiec poznany w schronisku i na pewno skorzystam z niego następnym razem!

2) Wzięłam parasol

Opady były prognozowane, więc zaopatrzyłam się zarówno w kurtkę przeciwdeszczową, jak i parasolkę – ten drugi artefakt okazał się totalnie nieprzydatny w górach. Zwłaszcza, że nie był wystarczająco duży, by osłonić wspomniany wyżej plecak – wprost przeciwnie, woda tylko na niego ciurkiem ściekała. Poza tym włażąc pod górę lepiej mieć obie ręce wolne. Tak więc skończyło się na tym, że parasol był zbędnym balastem.

Beskidy góry.jpg
Deszczowe chmury na horyzoncie

3) Nie wzięłam mapy

To wyjątkowa wtopa, o której trochę głupio pisać, ale z drugiej strony wydaje mi się, że jest to coraz częstszy błąd w dzisiejszych czasach. Cóż, rozleniwiły nas Google Maps i inne aplikacje, powszechna dostępność smartfonów i wszechobecne wi-fi. Podróżowanie stało się łatwe jak nigdy wcześniej, prawie nie trzeba się już przygotowywać do wypraw ani czytać przewodników, wszystko sprawdza się na szybko online.

Niestety w górach online zawodzi i tak, wcale nie trzeba się wybierać na drugi koniec świata, aby zgubić zasięg. Nie mówiąc już o tym, że Google Maps wielu szlaków turystycznych po prostu nie uwzględnia. Tradycyjne mapy papierowe z dokładnym oznaczeniem szlaków wciąż powinny być niezbędnym wyposażeniem plecaka.

4) Straciłam czujność

O tym co nieco już pisałam w linkowanym wyżej tekście o Beskidach. System oznaczeń szlaków turystycznych w Polsce, najczęściej malowanych na drzewach (choć czasem też na budynkach, słupach czy znakach drogowych), wydaje się dziecinnie prosty. Niby tak właśnie jest, ale po kilku godzinach monotonnej wędrówki naprawdę łatwo się zagapić i coś przegapić. Na przykład odbicie na boczną ścieżkę. Ja zgubiłam się niemal na początku wędrówki, ale dzięki temu cały czas potem starałam się już mieć oczy dookoła głowy.

5) Poszłam w nowych butach

Wymieniam ten błąd na końcu, bo tym razem mi się upiekło. I buty, kupione w piątek wieczór przed sobotnią wycieczką sprawdziły się zupełnie dobrze, a przynajmniej mnie nie obtarły. Dwie osoby poznane na szlaku nie miały tyle szczęścia. Wiem, że często nas kusi aby świeżo zakupiony sprzęt wypróbować od razu na „wielkiej wyprawie”, ale serio, polecam jednak go najpierw przetestować, a obuwie – przynajmniej trochę rozchodzić.

Beskidy_buty.jpg
Tak wyglądały nowiutkie buty już drugiego dnia

Trochę się pobiłam w pierś, to teraz dla odmiany czas na szczyptę samochwalstwa 😉

5 rzeczy, które zrobiłam wyjątkowo dobrze i z których jestem dumna

1) Poinformowałam bliskich

Niech ktoś wie, gdzie nas szukać – zwłaszcza, jeśli podróżujemy samotnie. Warto powiedzieć o swoich planach rodzinie czy znajomym. Ja swoją mamę wtajemniczyłam już w trakcie wyprawy, aby nie stresować jej zbyt wcześnie 😉 Ale przyjaciele od początku wiedzieli, gdzie się wybieram. To ważne zwłaszcza z uwagi na wspomniane wyżej częste problemy w górach z internetem i zasięgiem.

2) Sprawdziłam trasę

Planując wędrówkę, nie ma co sugerować się kilometrami, bo 5 km pod górę to zupełnie co innego, niż spacer po mieście tej samej długości. Na szczęście wiele map uwzględnia zróżnicowanie terenu i pokazuje dość realistyczny czas wędrówki. Z rozwiązań online’owych polecam niezmiennie stronę mapa-turystyczna.pl.

Zanim wybrałam się na nieznany wcześniej szlak, przejrzałam trasy wzdłuż i wszerz i solidnie pognębiłam bardziej doświadczonych znajomych (pozdrowienia dla Olgi!). Spontan w podróży to fajna rzecz, ale na wyprawę w góry lepiej się jednak maksymalnie przygotować. Zwłaszcza, że na pewno i tak nas coś zaskoczy 😉

Beskidy_droga.jpg
Nie zawsze szlak wygląda tak przyjemnie

3) Ubrałam się warstwowo

Każdy wie, że pogoda w górach zmienia się błyskawicznie. I w trakcie sześciogodzinnego trekkingu wciąż tylko nakładałam albo zdejmowałam kolejne warstwy. Raz bluza i kurtka, raz koszulka na ramiączkach 😉 Im więcej warstw tym więcej możliwości, szczerze więc polecam ubierać się na cebulkę (albo na Shreka).

4) Wzięłam dużo jedzenia

To brzmi banalnie, ale podczas pieszej wędrówki naprawdę człowiek jest non stop głodny. Przynajmniej taki żarłok jak ja 😉 Nawet nie uświadamiałam sobie tego wcześniej, ale przecież przez kilka godzin marszu spalam kilkukrotnie więcej kalorii niż podczas siedzącej pracy. Więc jeśli na co dzień spędzamy czas głównie przed komputerem, to spodziewajmy się apetytu zaostrzonego przez ruch, zmęczenie i świeże powietrze. Sprawdzają się zwłaszcza małe, pożywne przekąski, bo po solidnym obiedzie jednak trudno wstać i iść dalej 😉 To więc możemy sobie zostawić na szczyt (albo na odpoczynek w schronisku).

5) Spałam w wieloosobowym pokoju

Wiem, że to mocno subiektywna rada i pewnie nie każdy się ze mną zgodzi, ale moim zdaniem nie ma co się bać dziesięcio- czy nawet dwunastoosobowych pokoi, zwłaszcza jeśli podróżujemy samotnie. W gruncie rzeczy te pokoje bywają mniej oblegane niż „czwórki” czy „szóstki”. A nawet jeśli pokój będzie pełen, to nasz komfort raczej zależy od tego, jakie towarzystwo nam się trafi, bo jeden głośny imprezowicz i chrapacz może być bardziej upierdliwy niż rodzinka, która zaśnie o 22:00. Inna sprawa, że po dniu marszu i tak marzymy jedynie o jakimkolwiek łóżku i ja na przykład zasypiam w mgnieniu oka niezależnie od okoliczności.

Tyle mojej spowiedzi, co Wy na to? Jakie macie rady dla początkujących wędrowców i jakie błędy sami popełnialiście?

Beskidy_szczyt
Niezależnie od wszystkiego udało się zdobyć szczyt!

5 uwag do wpisu “5 błędów, które popełniłam, wychodząc sama na szlak

  1. Bardzo przydatny poradnik dla osób rozpoczynających przygodę z wędrówkami po górach! Sam mam schodzone Bieszczady i trochę Beskidów, ale Twoje uwagi również i mnie się przydadzą – ot, choćby o tym, by nie zapomnieć mapy, czy powiadomić kogoś o planowanej trasie podróży 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę samych udanych wypadów!

    Polubione przez 1 osoba

  2. Najważniejsze, to umieć wyciągnąć wnioski! Świetne podsumowanie, chociaż muszę przyznać, że z tym brakiem mapy… to mnie zaskoczyłaś 😀 Dla mnie to taka oczywista oczywistość, ale przecież może rzeczywiście na pierwszej wyprawie niekoniecznie (mam fioła na punkcie tradycyjnych map i traktuję je niemal jak kolekcję!). Z porad dorzuciłabym jeszcze:
    – nie pakować zbyt wielu rzeczy – to jest umiejętność podróżnika niezależnie od rejonu czy dziedziny, ale wspominam o tym, bo może w przypadku samotnych wypraw ktoś może mieć poczucie, że musi wziąć wszystko, bo jest sam. Odwrotnie! Trzeba wziąć mało, bo nikt ci nie pomoże nieść 🙂 A niedobrze byłoby opaść z sił i na przykład nie zdążyć do schroniska przed zmrokiem. Wygoda i szybkość poruszania jest ważniejsza, a bez wielu rzeczy można się obejść. Mistrzem minimalistycznego pakowania jest Łukasz Supergan 😉
    – ale za to wziąć termos z ciepłą herbatą 🙂 poprawia morale w górach, no może nie w upalny lipiec i sierpień, ale już chłodny maj potrafi dać w kość. Wysokie morale przydaje się solowędrownikom!
    – chodząc sama dbam jednak o wcześniejszą rezerwację noclegu w schornisku/agroturystyce, o zadzwonienie najpóźniej tego samego dnia przed południem. Może to przesada, ale miałam sytuację, że schronisko odmówiło mi – samotnej dziewczynie – noclegu nawet na glebie, a do Wałbrzycha miałam 3 h drogi, które robiłabym już pewnie w ciemnościach (działo się to w PTTK Andrzejówka…). Będąc w grupie łatwiej sobie wtedy radzić, przy samotnej wędrówce wolę mieć zabezpieczenie 🙂
    Pewnie przyjdzie mi do głowy jeszcze masa rzeczy, chociaż tak szczerze mówiąc uważam, że chodzenie solo niewiele różni się od chodzenia z kimś… Chyba, że ktoś jest wielką gadułą i będzie koszmarnie z tego powodu cierpiał, ale w takim wypadku odradzałabym samotne wędrowanie w ogóle! 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

  3. Ja jestem z tych co to planują każdy drobiazg, sprawdzają trasę kilkukrotnie, kupują papierowe mapy, bo może nie być zasięgu… No ale w nowych butach poszłam i cierpiałam 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Adrian, rowerem365/onbike365 Anuluj pisanie odpowiedzi